Oranżada. Styl jedyny w swoim rodzaju… Wywiad z zespołem o nowej płycie i nie tylko.

Zespół, który jako nazwę przyjął popularny w Polsce i kultowy napój. Sprzedawany w butelce i kojarzący mi się z smakiem dzieciństwa, gdzie po jego wypiciu można było zwrócić butelkę. I przyznam, że Ich muzyka również smakuje mi jak moje pierwsze muzyczne podróże. Jak płyta winylowa The Beatles mojej Mamy, którą trzymałem w rękach będąc dzieckiem. Jak kaseta magnetofonowa The Doors, którą pożyczyła mi koleżanka z liceum. Jak moje pierwsze pocałunki przy muzyce Pink Floyd. Są jak to wszystko do czego się wraca z nostalgią po czterdziestce. Ile Oni mają lat niewiem. Za to wiem, że nazywają się Oranżada i grają niesamowicie klimatyczną muzykę, która wraca do najlepszych czasów rocka. I robią to w niesamowitym stylu.

 

Tomek nadaje: Muzyka Waszego zespołu to klimat niezwykle subtelnych dźwięków. Jestem zachwycony ich magią. Nie Uważacie że nazwa kapeli jest za prosta do tych dźwięków? Z góry przepraszam za być może bezczelne pytanie….

(Robert, Oranżada): Tak, tak to pytanie o sens używania nadal tej nazwy pojawią się od czasu do czasu w naszych wspólnych rozmowach. Nazwa jest mocno: ” ten tego, taka se” ale Rzempek (nasz perkusista i dusza zespołu)neguje zmianę.

Oczywiście dobrych,  nośnych nazw zapasowych jest na stanie co najmniej 30 sztuk. Ostatecznego będziemy je wykorzystywać jako tytuły kolejnych piosenek albo płyt.

No chyba,że jednak uprosimy Rzempka żeby dał dyspensę na coś bardziej w klimacie, co dawało by od razu z liścia.

(Rzempek, Oranżada) Pytanie jak pytanie, nazwa jak nazwa  Po prostu razem nam się dobrze kojarzyła, z czymś miłym, dzieciństwem, dorastaniem, z czymś co było super a uciekło bo nieuchronnie się starzejemy.

Oranżada. Skąd pomysł na taką nazwę kapeli?

(Robert) Słaba nazwa ,słaby pomysł….Ciężko nawet powiedzieć, że to był pomysł.

A nawet jeśli była geneza to ginie w latach 2001 -2002 kiedy band się zebrał po roku na ponowne próby wg mojej oceny.

Pewnie gdzieś tam można by było się dopatrywać korzenia w mocno nagazowanych napitkach słodzonych z czasów PRLu które dawały odrobinę wytchnienia.. Ale to trochę naciąganie..

(Rzempek) To jakby nawiązuje do pierwszego pytania. No właśnie za sprawą przemijania i tęsknoty za sielskim, beztroskim życiem nastolatka. A nasza beztroska młodość jest jakby oczywiście związana z tym kultowym już dziś napojem. Mieszkaliśmy w miarę blisko, bo Otwock to nie jest metropolia, a obok szkoły był sklep rodziny Barszczewskich w starym świder majerowskim budynku. I tam była właśnie taka klasyczna oranżada. Na każdej długiej przerwie tłumek dzieciaków wypijał pod sklepem butelkę

A więc mimo iż nie jesteśmy z jednego rocznika, to ten kultowy napój nas w jakimś sensie łączy bo wszyscy go wielbiliśmy za młodu. Może stąd chęć ocalenia od zapomnienia i taka nazwa.

Wasza ostatnia płyta niesamowicie mnie poruszyła, wzruszyła, zachwyciła, zaintrygowała. Dziękuję Wam. Słucham trochę tych płyt i już niektóre, nawet nowe rzeczy nie robią na mnie wrażenia. Wy zrobiliście na mnie ogromne. Opowiedzcie mi i czytelnikom jak powstawała Karma Tango?

(Robert) Proces powstawania tej płyty był rozłożony na blisko 12 lat. Część piosenek powstała po zmianie kwintetu w trio jak choćby Lay Down I Shady House. Oranżada będąca trio powoli ale konsekwentnie robiła piosenki w latach 2012 -2019. Trio to u nas zawsze konkret i maksymalne nasycenie barwą. W tym czasie Maciej Łabudzki udzielał się w swym sztandarowym projekcie Świdermajer Orkiestra i nie było sensu zostawiać w kompozycjach miejsca na klawisze i konga. Po pożarze w naszej sali prób w 2022,  gdzie straciliśmy graty zbierane 20 lat rozpoczął się następny etap. Maciek już z nami znowu grywał i powstawały bardziej zróżnicowane utwory: Totalizator oraz Tyle Dróg ale też nieco mniej gitarowe pieśni jak My 1000, Dzień 2020 czy też Here and Now.

Ekletyka w naszym materiale jest nie tylko wyborem ale też pewną zasadą.

Oczywiście, spycha nas to w niszę niszową, bo nie da się szufladkować takiego grania ale to, że pozwalamy sobie nie nieźle wychodzącą niezależność jest piękne.

Cześć piosenek komponował od początku Michał jak choćby wspomniany Dzień 2020 jego softowy bardziej songwriterski klimat jest inny od mocno pojechanych pomysłów tworzonych na wspólnej kanwie.

(Rzempek) Myślę że tak jak i nasze wcześniejsze płyty. My ogólnie działamy zespołowo. To znaczy czasem Robert czy Michał przynoszą gotowy zalążek numeru i dalej reszta dokłada swoją koncepcję i tak tworzy się aranż. A czasem po prostu po przyjściu na próbę ktoś zaczyna coś pogrywać, reszta powoli dołącza i po prostu improwizujemy. Jak coś się w tym czasie urodzi co się wyróżnia i cieszy to podejmujemy wyzwanie i to powtarzamy, obrabiamy, robimy z tego numer.

Karma Tango to zarówno autorskie kompozycje jak i całego zespołu.

Słuchając Waszej muzyki czuję nieokreślony nastrój melancholii i chęci sięgnięcia po polską muzykę lat 70. Taka Was inspiruje?

(Robert) Tak sporo słuchaliśmy Breckout, Can, Joy Division i masy innych bandów.

Jeśli chodzi o nastrój melancholiito wypływa on głównie ze sposobu śpiewania i gitary. Na pewno czujesz, że sekcja jest transową podporą i pewnie mogliśmy spokojnie transponować się do stonerów, post punków i innych wyraźnych i ustalonych gatunków. Wystarczyło by nieco tylko zmienić kilka elementów w kompozycjach.

(Rzempek) Też. Za młodu słuchaliśmy Breakoutów, SBB, Niemena, Grechuty ale potem i nowej fali, punka , czyli Maanam, Brygada Kryzys, itp. My akurat dorastaliśmy w takich czasach gdzie jeszcze brzmiały mocno echa starej muzyki lat 60-tych a jednoczenie tworzyła się nowa kontrkultura i pojawiały się nowe nurty.

Ale polska muzyka to zaledwie ułamek tego co słuchaliśmy i słuchamy. Mieliśmy po prostu to szczęście i wyrastaliśmy na dobrym zachodnim rocku.

Jest w waszej stylistyce nawiązanie do epoki hipisów. Jest? Czy tylko to moje subiektywne odczucie?

(Robert) To na pewno jest związane z Rzempkiem i jego postrzeganiem świata w ten sposób. Mi ideały tej epoki nie wchodziły tak lekko bo dorastałem w późnym i siermiężnym PRLu i klimat był schyłkowy i rozerdgany jednocześnie.

Z jednej strony obserwowałem świat rodziców,  którym ziemia uciekała z pod nóg, a z drugiej czuło się natarcie mega szybkiej technologii. Te szczeliny, w które nic z tych twardych rzeczy nie wpadało to była dla mnie muzyka i kino.

Bardziej The Straglers, Igy Pop i bendy zimno i nowo falowe niż Mamas and The Papas.

(Rzempek) Ha, ha, no nie ma takiego założenia że ma być, ale się pojawia. To kolejny efekt tego na czym wrośliśmy. Jimi Hendrix, The Doors, Jefferson Airplane i kupa innych świetnych kapel musiała mieć jakiś wpływ na to co potem będziemy tworzyć. Ja jestem najstarszy w bendzie i jako 14-latek, w 1979 roku zostałem hipisem. Przyjąłem tą ideologię bo zawsze mi się podobała od dziecka, ilekroć coś

tam usłyszałem o hipisach. Tworzyliśmy dużą grupę na początku lat 80-tych, jeździliśmy na zloty, koncerty, mieliśmy własny hippie-klub u mnie w bloku w piwnicy od sąsiada. Te czasy już minęły, ludzie poszli w swoje strony ale ja w duszy hipisem jestem nadal. Może więc skoro gram w bandzie to mój styl

gry też coś wnosi z tego klimatu, nie wiem. To już nie mnie oceniać.

Jak się poznaliście jako muzycy?

(Robert) Przez kolegów i koleżanki we wczesnych latach 80 tych z Rzempkiema potem w 90 tych z Michałem i po 2000 z Maciejem. Imprezy w soboty, potem spotykanie się w tygodniu, czasem cało dobowe maratony muzyczne, wspólne wakacje, weekendy, podróże na koncerty itd. Dziś, da się to tak określić. Jesteśmy rodziną.

(Rzempek) Najpierw się poznaliśmy przez wspólnych znajomych, czyli klasycznie. Byliśmy po prostu kumplami. A że każdy coś tam grał na czymś i każdy miał w sercu muzę i chęć grania w bandzie, to siłą rzeczy nie można było przegapić tej szansy jaką dał nam los spotykając nas ze sobą i spróbować coś stworzyć razem. Tak więc nocne posiadówki w parku zamieniły się na salkę prób w otwockim klubie.

Zażarło jakoś i dzięki Bogu jakoś do dziś żre

Co było przed Oranżadą?

(Robert) Oj każdy z nas grał w wielu różnych kapelach. Jeśli się nie mylę to ja zacząłem regularnie grywać w różnych składach około 1985 roku.

Ząb trzonowy, Oranżady wyrósł około A.D 1993 . Nazwy tych pre bandów były lepsze..che,che.

(Rzempek) Jak postanowiliśmy razem grać, chyba nawet w jakimś garażu u kumpla czy piwnicy, nie pamiętam już, to nazwaliśmy się Horror Vacui. Potem szybko przeszło to na The Trip, ale też na krótko. Potem już weszliśmy jakby na nowe tory, salka w klubie i poważna praca nad kawałkami i nazwaliśmy się Pawilony. Nazwa nawiązywała do dużych PRL-owskich pawilonów handlowych w

centrum miasta. Wyglądały zupełnie inaczej niż dzisiejsze centra handlowe. Między obiektami była fontanna, ławeczki, fajna roślinność. Ogólnie był klimacik. I dla starca ławeczka, i dla dzieciaka fontanna a i średniak wieczorkiem na ławeczce wypił winko czy bajerował niunię.Tak więc w hołdzie temu zburzonemu obiektowi tak się nazwaliśmy.

Pod tą nazwą graliśmy dość długo, już pod nią zaczęliśmy koncertować, nagrywać. Jest nawet demo z tamtych czasów gdzieś w szufladzie.

Potem, sam już nie pamiętam co się przyczyniło, ale zmieniły się utwory i zmieniła się nazwa, na ostateczną, czyli Oranżada. No i pod nią gramy już 20 lat.

Jak tak wracamy do czasów przeszłych… czego słuchaliście jak byliście nastolatkami?

(Robert) Lubiłem polskie bendy, TSA, Republikę, Odział Zamknięty potem poszło to w Kiling Joke i Cocteau Twins ale to jak już trochę podrosłem.

(Rzempek) Ja słuchałem naprawdę mnóstwo kapel bo ja to chłonąłem jak wygłodniały pies. Ciężko wymienić kilku wykonawców bo zawsze się pominie kogoś dla siebie wtedy ważnego. No ale krótko, w skrócie: Jimi Hendrix, The Doors, The Stooges, Rolling Stones, Pink Floyd, Deep Purple, Led Zeppelin, Black Sabbath, Cactus, Jethro Tull, Electric Prunes, King Crimson, Frank Zappa, ale i Nina Hagen,  Stranglers, Sex Pistols.

W miarę dorastania przyszedł czas na Gong, Can, Amon Duul II, Faust, Henry Cow, Massacre i ogólnie bardziej awangardową i pojechaną stronę rocka.

Kto z Was w kapeli słucha The Doors?

(Robert) Ja lubię do dziś czasami.. Kilka dni temu posłuchałem sobie paru piosenek bardzo to fajne jest. Michał i Maciek wiem, że też lubią ich dokonania.

(Rzempek) Co znaczy słucha? Czy lubi? Ja tak. Wyrosłem na tym  Kiedyś słuchałem bardzo dużo, mam płyty, i jak gdzieś usłyszę to miło. Ale na codzień nie słucham za często bo po prostu znam na pamięć a jest mnóstwo innej muzy którą lubię odkrywać.

Jak nie chcielibyście zostać określeni przez dziennikarzy muzycznych?

(Robert) Jako dziadki, które wciąż grają ten sam riff.

(Rzempek) Jako kopiści i plagiatorzy. Bo pomimo iż pewnie można znaleźć w naszej muzie jakieś odniesienia do starej gwardii, to my gramy naprawdę swoją muzę, bez założeń że to ma być hippisowskie a inne nowofalowe itp. Tworzymy jak nam w sercu gra i jest to nasze, więc taki zarzut mógłby zaboleć.

Wróćmy jeszcze do Karma Tango… jaka jest myśl przewodnia tej płyty? Jak powinna zostać odczytana? Bardzo to upraszczając bo nie sposób opisać kilkoma zdaniami tego co jest głęboko w nas transportowane do kilku nut.

(Robert) To co zrobisz i powiesz wróci do Ciebie na bank. Drugi motywem jest to, że ludzkość to nie tylko rozjebka planety, wojna, udręka i śmierć ale też miłość, przyjaźń, opieka, seks, sens i wolność, sztuka, sport i masa dobrej literatury..

(Rzempek) Nie wiem czy jest tu myśl przewodnia. Nie było konkretnych planów pod tym względem. Ale zgadzam że płyta jest dobrze ze sobą zgrana i stanowi spójną całość mimo różnych kawałków, taka muzyczna mandala.

Jest w tym albumie jakaś namiastka smutku, tęsknota. Za czym tęsknicie?

(Robert) Ja osobiście nie tęsknię już za niczym. Wolę dziś i jutro. Najbardziej chciałbym lubić “teraz”. Wciąż jednak mam z tym problem. Głównie z tym, że chcę żeby „potem” było lepiej ale tego „potem” nigdy nie mogę dogonić.

(Rzempek) Ja za czasami młodości, ale nie za tym żeby mieć znowu 16 lat, tylko żeby ludzie nadal żyli tak jak żyli wtedy. Nie było tego pędu, pośpiechu, ludzie ze sobą rozmawiali, patrzyli sobie w oczy. Na wszystko był czas. Rodziny się spotykały na święta, imieniny i przy innych okazjach. Teraz każdy zagoniony, nie ma czasu na swobodę myślenia, a jak już go trochę ma to woli lampić się w smartfona niż porozmawiać z kumplem obok.

Jak wygląda Wasza codzienność? Żyjecie z muzyki?

(Robert) Jest dużo pracy w pracy i domu ale jak się to elegancko zepnie to są dobre efekty. Pracujemy z Rzempkiem w jednej firmie zatem mamy dużo wspólnego i pewnie też bardziej się rozumiemy  i widzimy swoje bieżące problemy. Żyjemy z pracy niezwiązanej z muzyką. Ale trzeba tu jasno powiedzieć, że gdybyśmy nie grali, to nie chciało by się nam już nic. To jest dobre.

Staram się codziennie grać i śpiewać lub pisać. Czasem zamiast piosenki wychodzi wiersz i ląduję w szufladzie z napisem „stand by”. Muszę to robić, to jest jak oddychanie.

Uczę się nadal i obecnie są to lekcje kontrabasu.

(Rzempek) Niestety nie. Mimo wydania już sześciu płyt, zagraniu mnóstwa koncertów i grania już 20 lat, muzyka nadal pozostaje wyłącznie naszą pasją, odskocznią od rzeczywistości, odreagowaniem.

Choć może nie do końca niestety. Wiadomo że fajnie by było robić co się kocha i mieć z tego tyle kasy aby się nie martwi o przyszłość. Ale przy tym stylu, nurcie który reprezentujemy jesteśmy (i fajnie) w undergroundzie, więc nic nie jest pewne.

Dzis na lodzie a jutro pod lodem może być. Poza tym gdybyśmy jako gwiazdy nic nie musieli robić oprócz grania, to stracilibyśmy dystans i kontakt z normalnym, zwykłym światem. Ten swoist kokon mógłby pożreć naszą wenę, uwędzilibyśmy się we własnym ego nie mając całej serii bodźców z zewnątrz, jakie się ma żyjąc że się tak wyrażę normalnie, wśród ludzi.

Tak więc każdy ma swoją pracę a granie to odskocznia i miłość.

Gdzie będzie można Was zobaczyć w najbliższym czasie?

(Robert) Łomianki w czerwcu. Wrocław i Poznań 12.09 i 13.09 potem jeśli mój plan wypali :Berlin, Praga i Budapeszt ale to dopiero późną jesienią.

 

Najbliższe plany zespołu?

(Robert) W tym roku na pewno ukażę się winyl i Karma Tango i winyl i pliki oraz CD„Salto” płyty nagranej rok temu. Mam nadzieję że pojawi się też zapowiedź najnowszej płyty Magnetic Queens and Galatic Monster of Univers z Maciejem Cieślakiem i Mają Laurą w składzie.

(Rzempek) Na pewno kolejna, siódma płyta. Z nieco inną muzyką, bo jest to właściwie pełna improwizacja do filmu, który w końcu nie powstał. Ale muza powstała i po miksie Maćka Cieślaka stwierdziliśmy że nadaje sie to na płytę. Na pewno wymaga od słuchacza większego skupienia niż Karma Tango, bo muza jest bardziej obrazowa, trudniejsza, więcej dziwnych dźwięków niż w klasycznych utworach Oranżady. Myślę że może zaskoczyć i Ci którzy to łykną będą mieli dobry muzyczny prezent.

Czego Wam życzyć?

(Robert) Tylko zdrowia na resztę umówmy się jesteśmy w stanie zapracować!

(Rzempek) Chyba klasycznie – zdrowia, szczęścia i miłości. Jak to wszystko będzie to i chęć do grania pozostanie na kolejne 20 lat.

Dzięki za rozmowę.


 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

The Pau. Wywiad z artystką nazywającą rzeczy bezpośrednio po imieniu.

Gutierez. Dojrzali muzycy i dojrzała muzyka. Wywiad z zespołem.

Kolaboranci. Legendarna formacja z kilkoma koncertami. Już wkrótce!