More Expierence. Electric Laboratory of High Space Experience. Recenzja płyty.
Jest pewnym faktem odczucie, że muzyka
rockowa zatacza koło. Powstające gatunki w jej obrębie tworzą pewne
,,eksplozje" dźwięków, by następnie przechodzić w stan spoczynku i
wybuchać ponownie po tym uśpieniu. Muzycy wracają do rzeczy, które
kiedyś były rewolucją. Przyznam, że takie powroty są coraz częstsze, co
pokazuje, że rock jest jak źródło w którym można się zanurzyć i czerpać,
szukać.
Rozpoczyna
się wstępem w którym słyszymy niezidentyfikowane pohukiwania, odgłosy
lasu w którym słuchacz odczuwa pewne ukojenie jak i lekkie
zaniepokojenie. Ten stan jest bardzo ekscytujący i wręcz oczekuję się co
za chwilę się wydarzy. Ja przynajmniej miałem takie odczucie. I po tej
krótkiej chwili dzieje się moment, który nazwałbym wejściem do pewnej
muzycznej opowieści. Od tej chwili wkraczamy w wymiar muzyki More
Experience, magicznej, emocjonalnej. ,,The Dream" przenosi nas niczym
wehikuł czasu pięćdziesiąt lat wstecz. Lądujemy w czasach hipisów,
początków rocka wyzwolonego, gdzie The
Animals i w końcu Beatlesi i inni wykonawcy zrzucili już garnitury i rozpoczęła się eksplozja wolności!
Gdzie artyści odkryli świat psychodeli, eksperymentowania z dźwiękiem,
poszukiwań! Taki jest ,,The Dream", który stanie się podstawą do
dalszych doznań na albumie o czym za chwilę. Skupiając się na samym
utworze mamy tutaj dużo z klimatu końca lat 60 w muzyce rockowej i
początku nowego rozdziału jakim jest rock progresywny. Dość poukładany
kawałek w schemacie zwrotka refren przechodzi w część nieoczywistych
poszukiwań, zagłębiając się w wspomniane obszary. Słyszymy w nim również
świetną gitarową solówkę charakterystyczną dla kawałków tamtego okresu.
Wszystko jest przemyślane i poukładane, dopieszczone dla słuchacza.
Następnie wchodzimy niczym do innej wody w ,,The Trip". Tutaj jest już
totalny obłęd! Miałem wrażenie że ktoś zaprosił mnie do magicznej bajki,
kosmicznej przestrzeni. I zarazem chciał poczęstować kawałkiem
psychodeli. Poczułem się też przez moment jak Alicja w
krainie czarów. Mistycyzm jakim emanuje ten kawałek w niesamowity sposób
współgra z okładką płyty! Jest to zabieg albo przypadkowy, czego nie
podejrzewam albo z premedytacją przemyślany, he! Kolejny utwór ,,The
Mind" to już eksplozja czystego rocka w stylu sceny Woodstock 69. Gratka
dla miłośników tamtego okresu grania! Jest tu trochę z Hendrixa, Joplin
ale też przewodniego, bajkowo kosmicznego klimatu samego zespołu, który
nie kopiuje lecz czerpie inspirację z historii gatunku! Mamy po raz
kolejny piękną gitarową solówkę na tle elektronicznych subtelnych
dźwięków i tym razem kobiecego, czarującego wokalu. Dalsze utwory
również oscylują w podobnych czarodziejskich klimatach, gdzie
rozbudowane dźwięki, solówki gitarowe jak choćby w ,,Electric Laboratory
of Hight Space Experience" budzą podziw pokazując możliwości zespołu,
przemyślane, progresywne kompozycje i stanowią doskonałą wizytówkę
zarówno samego albumu jak i twórczości grupy. Płyta kończy się
wyciszeniem i niczym wstęp przenosi nas poprzez ,,At Gates od Dawn" do
lasu, kończąc opowieść.
More Experience zanurzył się w progresywnym klimacie eksperymentów lat 70 dwudziestego wieku. Czy zrobił to dobrze i w swoim stylu? Postanowiłem sprawdzić.
Podsumowując
powiem tylko tyle, że była to naprawdę magiczna podróż. Album jest
przemyślany od początku do końca zarówno od strony wizualnej jak i
muzycznej. Nie brakuje tu elementów magii, progresywnych dźwięków.
Okładka w pełni współgra z zawartością dźwiękową płyty. Wszystko to
stanowi kompletne zaproszenie do krainy magii, psychodelicznych dźwięków
i dobrego grania. Polecam zwłaszcza miłośnikom progresywnego rocka.
Komentarze
Prześlij komentarz