Oranżada. Recenzja płyty ,,Karma Tango", czyli dobry awangardowy rock.
Muzyka alternatywna nie często jest puszczana w radiu, chyba, że jest to niszowa stacja, internetowy nadawca. Radio grywa nam muzykę znaną lub mainstreamową. Trochę zaszufladkowaniem temat, choć nie taki miałem zamiar, jednak często takie mam odczucia. Tymczasem pojawiają się albumy, które swoją zawartością potrafią dać wiele bardzo dobrych emocji, melodii, klimatu. I chciałoby się, aby usłyszało o nich szersze grono słuchaczy.
Oranżada na albumie ,,Karma Tango" daje nam sto procent wspomnianego klimatu, melodii i emocji. Robi to w tak przebojowy sposób, że chciałbym, aby ich kawałki trafiły na listy przebojów. Jeżeli miałbym swoje radio z pewnością puszczał bym ich muzę zwłaszcza z tego krążka. Dziesięć naprawdę świetnych numerów zespołu, który powstał w połowie lat 90 XX wieku w małym mieście Otwock pokazuje, że granie awangardowego rocka to w ich wykonaniu granie dobrych przebojów, wpadających w ucho, dynamicznych i przemyślanych utworów.
Niesamowity energetyczny klimat płynie od pierwszego numeru ,,Ty, Ja, On i My" Trochę punkowa energia, przebojowość i połączenie tych dwóch sfer. Taki jest pierwszy numer, który od razu zrobił na mnie wrażenie, przebojowość połączona z pewną zadziornością w dźwiękach. Osobiście bardzo przypadł mi do gustu i sprawił, że dalszą część płyty potraktowałem już z otwartym zaciekawieniem na kolejne doznania. Nie rozczarowałem się. Drugi numer to wulkan lata miłości! Niczym przeniesienie w wehikule czasu do Ameryki lat 60! ,,Get Your Head Around Be Busy" to hipisowski powiew w dźwiękach i niesamowicie przesiąknięty rockiem psychodelicznym numer.
,,Lay Down" bardzo mocno odznacza się klimatem The Doors. I to będzie mój komplement w stronę zespołu, absolutnie nie porównanie! Mega klimatyczny, psychodeliczny i znów mocno nawiązujący do rocka końca lat 60. ,,My 1000" zmienia trochę klimat na lekki, refleksyjny, jednak nadal bardzo w stylu Oranżady. ,,Shady House" to znów nawiązanie do brzmień amerykańskich, tym razem miałem wrażenie trochę w stylu space rocka. Mamy również dwa numery, ponad siedmiominutowe ,,4 Horsemen" i ,,Tyle Dróg". W nich zespół oddał się stylowi, który jest ucztą dla słuchacza lubiącego odpłynąć w refleksyjną stronę muzyki. Jest to jednak odjazd całkowicie niebanalny, flirtujący z eksperymentowaniem z dźwiękiem, gdzie odnajdujemy progresywne solówki jak w ,,4 Horsemen" czy piękną, hipnotyczną stronę dźwięku, uwodząca lekkością jak w ,,Tyle Dróg" z kobiecym wokalem, który ponętnie nadaje wspomnianego piękna.
Oglądając stronę wizualną albumu ,,Karma Tango" czuję się pewną mistyczność. Mocno nawiązuje do klimatu lat 60, 70 i tego co w muzyce rockowej tamtego okresu najlepsze. Jednocześnie nie odczuwa się na tym albumie żadnego kiczu czy przerysowania. Jest za to bardzo świeżo, energetycznie i z pomysłem. Album jest bardzo przemyślany, doprecyzowany. Jego melodyjność, zadziorność i nawiązania do muzyki rockowej dwudziestego wieku sprawiają, że słucha się go naprawdę wyśmienicie.
Pochłaniałem kawałki z ,,Karma Tango" łapczywie z każdym numerem mając ochotę na coraz więcej. Z każdym kawałkiem utwierdzałem się, że to był bardzo dobry wybór na raczenie moich uszu. Przyznam, że Oranżada utwierdziła mnie w przekonaniu, że dobry rockowy band potrafi być niczym wino, im starsi tym lepsi. Wspominam o tym w odniesieniu do poprzednich albumów zespołu, uważając, że ,,Karma Tango" stanowi ich jak na ten moment szczytowe osiągnięcie. Jest zarazem doskonałym wstępem dla wszystkich, którzy nie znają muzyki Oranżady i chcieliby się z nią zapoznać. Rozpoczynając od tej płyty robią sobie doskonały wstęp do twórczości zespołu fundując przy okazji jazdę na najlepszych obrotach.
Podsumowując daję tej płycie najlepsze oceny pod względem muzyki. Pokazali mi i przypomnieli najlepsze rockowe klimaty dwudziestego wieku robiąc to w bardzo oryginalny sposób, w wypracowanym przez siebie stylu i klimacie. Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz