Snakedoctors. Stare MTV, trampki i kolesie z gitarami. Recenzja albumu ,,Waiting"
Recenzując zespoły zawsze
lubię sięgnąć po nośnik fizyczny. Może dlatego, że sam jestem z czasów
gdzie jako młody chłopak recenzję czytałem z pism muzycznych a muzyki
słuchałem z kaset i płyt. I taki mam do tego sentyment. Dlaczego od tego
zaczynam? Bo ta płyta jest dla mnie jak taka sentymentalna podróż. Jest
niczym świetność Sonic Younth czy wczesnych płyt Dinosaur Jr. Jest
niczym MTV kiedy jeszcze nie miało cyfrowego obrazu i kilkunastu swoich
odnóg... Snakedoctors jest takim dobrym, gitarowym zespołem z świetną
umiejętnością wyciśnięcia z instrumentów wszystkiego co najlepsze!
Od
pierwszej nuty urzekło mnie to, że zespół idzie w stronę gitar, które
tworzą bardzo mocny akcent grania. W dodatku takiego jakie lubię, trochę
brudnego, niekoniecznie sterylnie wygładzonego. Drugim akcetem jest
wokal. Nosowy, trochę recytatorski. Wydaje się, że momentami te numery
są raczej opowiadane nie śpiewane. I sprawa, która nie dawała mi spokoju
czy pokusić się o takie zestawienie, bo nie chcę użyć słowa porównanie,
co uważałbym za krzywdzące dla Wojtka, wokalisty. Jednak trochę barwa i
trochę maniera wokalna na myśl przywiodła mi mistrza muzyki
alternatywnej Roberta Brylewskiego. I długo powstrzymywałem się od
takiego skojarzenia, jednak powracało do mnie niczym myśl natrętna, więc
chciałbym, aby Wojtek Wypych z mojej strony potraktował to odniesienie
jako komplement.
Rozpoczynający płytę tytułowy ,,Waiting"
zapowiada, że ta płyta będzie dobra. I zacznę od tego określenia, bo tak
potraktowałem ją po tym numerze. Wiedziałem już, że warto było po nią
sięgnąć. Gitara, wokal, bas, perkusja... wszystko gra i jest na swoim
miejscu. Lekko przybrudzone, takie seattle'owskie z okresu świetności
grueng'u. Ten pierwszy kawałek okazał się natomiast zapowiedzią czegoś,
co totalnie podniosło temperaturę moich emocji. Za moment wkracza
,,Brighter", bardzo klimatycznie rozpoczynający się drugi numer. Powiem
krótko... Miłośnicy amerykańskiej sceny lat 90, post grungeowej odlecą!
Ja osobiście, gdybym nie wiedział, że mam do czynienia z polską kapelą
myślę, że Snakedoctors przypisałbym do sceny Seattle, Nowego Yorku czy
szeroko pojetego alternatywnego amerykańskiego grania. Dalej jest
jeszcze ciekawiej. Mamy ,,Why don't" trochę w klimatach Smashing
Pumpkins. Kolejna porcja grania, którą zainteresują się być może tacy
starzy grunge'owcy jak ja. Mamy również wolniejsze i bardzo klimatyczne
odsłony Snakedoctors jak w ,,Uncertainty" z gościnnym udziałem Christine
Corless. Bardzo udany wokalny duet! Instrumentalnie natomiast bardzo
nastrojowo i refleksyjnie! I tak bym mógł jeszcze opisać kilka kawałków
bo na płycie jest ich wszystkich trzynaście plus trzy bonusowe, he!
Jednak zostawię taki niedosyt potencjalnym słuchaczom i dodam, że jeżeli
sami lubią grunge, post grunge czy amerykańskie klimaty lat 90, niech
sięgną po ,,Waiting". Niech też przekażą znajomym, że warto.
Kończąc
natomiast tą recenzję, powiem coś czego być może nikt się nie
spodziewał. Ten projekt już nie istnieje! Serio mówię! Dlaczego? Proza
życia muzyków alternatywnych. Nie zmienia to faktu, że album który
pozostawili po sobie zasługuje na miano cegiełki do grungeowej sceny!
Która też już nie istnieje! Więc wszystko się zgadza! Widać taki los
wszystkiego co dobre, że się kończy! Tak więc jeżeli ktoś tak jak ja
lubi muzykę z płyt, stare MTV, gdzie teledyski miały swój klimat,
trampki i kolesi z gitarami, niech zaopatrzy się w Snakedoctors. Będzie
to dobry wybór!
Komentarze
Prześlij komentarz